Cel w zasięgu wzroku. Podchodzisz do lądowania: zmniejszasz prędkość, obniżasz lot, wypuszczasz podwozie. Gdy tylko dotkniesz ziemi, coś się skończy. Będziesz na miejscu. Tak… ale gdzie dokładnie? Czy na pewno tu chciałeś dotrzeć? Co dalej?
Wzbiłeś się w powietrze. Lecisz. Jest dobrze jak nigdy przedtem. Widzisz wyraźnie początek: ideę, której czas nadszedł. Ona wyznacza nowy cel: mistrzostwo. W głowie rodzi się Twoje osobiste arcydzieło. Jest na wyciągnięcie ręki. Już prawie je masz. Jeszcze tylko kilka machnięć… i nagle widzisz, że z Twoich skrzydeł sypią się pióra. Wosk, który trzymał całą konstrukcję, topnieje. Zaczynasz spadać. Nie masz spadochronu ani nikogo, kto podałby rękę. Zbliża się nieuchronne: czeka Cię bolesny upadek. Co dalej? Dasz radę się podnieść?
Doświadczenie to okropna przypadłość. W końcu im mniej w Tobie błogiej nieświadomości, tym trudniej Cię zaskoczyć, poruszyć, zagrać na najczulszych strunach Twojej duszy. A przecież tylko te najdelikatniejsze dźwięki są w stanie ogrzać Cię od środka. Z czasem godzisz się na chłód, akceptujesz znudzenie. I kiedy myślisz, że widziałeś już wszystko… coś włącza przester – czujesz to, co wtedy gdy po raz pierwszy usłyszałeś Smells like a teen spirit – przyniesione od kumpla na kilku dyskietkach. Zła wiadomość: doświadczyłeś arcydzieła. Co robić?